Zakonnicy „gasiciele ognia”.
Jedyne niepowodzenie miało miejsce z winy zbyt niecierpliwych chłopów. Płonął hangar z sianem; chłopi rzucili się w kierunku klasztoru, by sprowadzić „gasiciela ognia”; nie tracąc czasu na czcze wyjaśnienia, schwycili i zaciągnęli siłą na miejsce klęski, nie bacząc na sprzeciwy, pierwszego napotkanego mnicha. Widząc, że mnich, wyjątkowo oporny, rzuca się i protestuje, przywiązali go solidnie do krzesła i posadzili jak najbliżej ognia. Tak blisko nawet, że wełniany habit zaczął przypalać się, jak w piekle. Mnich wrzeszczał jak zarzynane prosię. Trzeba było kubłów wody, by zdusić jego krzyki i płomienie. W końcu, podczas gdy hangar powoli dopalał się zaczęły się wyjaśnienia. Chłopi, w zbyt dużym pośpiechu, wzięli zapałkę za „gasiciela ognia”! Mnich, którego siłą przyciągnęli do pożaru nie pochodził z Trappes; był to przejezdny gość, który żył w odosobnieniu w Notre-Dame-des-Neiges. Nie posiadał więc specjalnych mocy, które budynek ten nadawał swoim mieszkańcom.