Trzeba być do tego szalonym
Tylko bomba atomowa mogłaby go zatrzymać, ale nikt – nawet szaleńcy, którzy ze strachu robią się rozsądni – nie ośmielą się nigdy nią posłużyć. Najgorsze nawet na świecie społeczeństwo (najgorsze społeczeństwo, to oczywiście społeczeństwo produkcji; każdy uważa za rzecz wielce przyjemną, jak w przypadku bogatych dzieci i próżniaków konsumować nie produkując; ale nikt nie lubi, jak w przypadku nieszczęśliwych socjalistycznych społeczeństw, produkować, nie konsumując) woli zgnić, jak ryba, niż dać się wyłowić przy pomocy granatu. Ogarnięty wyrzutami sumienia, unikając widoku zbrodni na cywilizacji, która miała zostać popełniona przy ulicy Nicolo, Nicolas opuścił Paryż, by udać się do Perpignan. Dlaczego akurat do Perpig- nan? Dworzec tego miasta nie został jeszcze wtedy wyniesiony do rangi fantazyjno-magicznej sztuki przez Salvadora Dali. Ale podobno piło się tam wtedy, w cieniu Castelet, najlepszy na świecie syrop orszady… Tak czy inaczej, to właśnie tam mój nieszczęśliwy przyjaciel miał wyznaczone fatalne, nieuniknione spotkanie: w dniu przyjazdu na miejsce padł ofiarą wypadku wprost nie do uwierzenia, jedynego w rocznikach statystycznych towarzystw ubezpieczeniowych: gdy wysiadał z pociągu na peron dworca, spadł mu na głowę mężczyzna, pomywacz szyb, ważący 72,5 kg, który poślizgnął się na obramowaniu okna, jakie właśnie mył. Szok, jakiego obaj doznali, był dla obu równie gwałtowny: ten który spadł z nieba, złamał sobie lewą stopę na drobne kosteczki; drugi złagodził upadek pierwszego i miał wgniecioną czaszkę.