Historia kominków.

Polowanie na klątwy, jakiemu oddaję się badając podłogę i ściany, jest przygodą pełną niespodzianek. Za każdym razem poznaję nowy aspekt rzeczy. Gdybym chciał opisać każdy przypadek, z jego charakterystycznymi i oryginalnymi cechami, wyszedłby z tego pokaźny podręcznik. Ograniczę się tu do podania dwu tylko przypadków, w których nakładanie się fal kształtu w ogólnej atmosferze wibracyjnej mieszkania, jego oczywiste ekologiczne skutki, które w pierwszym porywie moich radiestezyjnych badań zupełnie zbiły mnie z tropu, nabrały sensu po odkryciu formy skupiającej. Pierwszy z przykładów dotyczy willi pewnego sędziego, którego cała rodzina (żona, dzieci, służba) cierpiała na choroby, nazwane przeze mnie wcześniej chorobami „czterech ścian”, podczas gdy on sam był zdrowy jak dąb. Jak jeden z tych dębów, pod którymi od czasów Świętego Ludwika wszyscy prezesi sądów chcieliby wymierzać sprawiedliwość.
Radiestezyjne badanie potwierdziło moje pierwsze wrażenie: cała powierzchnia domu znajdowała się na szerokim załamaniu zrównoważonych sił; pionowe szkodliwe fale wytryskiwały z ziemi skażając wszystkie pokoje willi. Wszystkie, z wyjątkiem biura sędziego, a ściśle mówiąc – jednej jego części: prostokąta, bardzo precyzyjnie określonego, rozciągającego się od kominka do ściany naprzeciwko, w centrum którego znajdowało się właśnie biurko i fotel prezesa. Strefa ta pozostała idealnie zdrowa, wolna od wszelkich szkodliwych ziemskich promieni. Pozostawało odkryć przyczynę tej nienormalnej odporności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *